Cykl „City”, 1993

W zimowy dzień znalazłem się przed cmentarzyskiem Queensu. Nagrobki ciągnęły się aż po horyzont, stapiając się z koronką wieżowców Manhattanu. Miasto zmarłych i miasto jeszcze żywych stanowiło oczywistą jedność. Stałem pomiędzy greckim nekropolis a Midwestern Cemetery Edgara Lee Mastersa. Powinienem stać i milczeć. Ale zawodowy nawyk kazał mi fotografować oświetlone mglistym słońcem kamienie i iść coraz dalej i dalej w głąb nazwisk i losów. Dostrzegam obecność śmierci w cywilizacji amerykańskiej traktowanej szeroko; od kultów prekolumbijskich po Halloween. Dziś młody gniewny maluje czaszkę na ścianie opuszczonego doku. Witrynę z akcesoriami służącymi miłości i używaniu wieńczy czerep. Oczodoły okiem latynoskiego i czarnego Harlemu są puste. Nie mnie sądzić, ile jest w tym błazeńskiej pozy, a ile gorzkiej prawdy i odwagi, kamedulskiego zawołania memento mori. Słyszę dobrze kroki Atropos. Zapewne nie może to być jedyne spojrzenie na kipiące nieustannie odnawianą energią życia zjawisko, jakim jest Nowy Jork. Ludzie szukają tu szczęścia. Szczęście szuka ludzi. 

Andrzej Strumiłło

Malarstwo